W ostatnich latach niektóre domy jubilerskie oferują komplety biżuterii z diamentami syntetycznymi, twierdząc, że są one bardziej etyczne niż ich naturalne odpowiedniki.
Na pierwszy
rzut oka nie ma między nimi szczególnej różnicy. Mają identyczny skład – węgiel – i mają te same właściwości fizyczne, chemiczne i optyczne. Jedynymi czynnikami, które odróżniają diamenty syntetyczne od kamieni naturalnych, jest cena (syntetyki są o około 30 do 50 procent tańsze) i sposób, w jaki powstają. W latach pięćdziesiątych General Electric odniósł sukces w produkcji syntetycznych diamentów w prasach.
Ta metoda
wysokociśnieniowo-wysokotemperaturowa (HPHT), stosowana obecnie w Chinach i Rosji, umożliwia odtworzenie warunków, w jakich diamenty formowały się głęboko pod ziemią. Pod wpływem bardzo wysokiej temperatury i ciśnienia diament będzie rósł we wszystkich kierunkach. Technologia ta umożliwia tworzenie mniejszej liczby, ale większych, kamieni niż druga metoda: chemiczne osadzanie z fazy gazowej (CVD), proces opracowany w latach 80. XX wieku i stosowany głównie w Indiach, Singapurze i na Zachodzie.
CVD
ma także na celu odtworzenie warunków, w jakich powstają naturalne diamenty. Cienkie płatki syntetycznego diamentu umieszcza się w komorze pod próżnią, a następnie wprowadza się gazy i jonizuje w chemicznie aktywne rodniki. Diament rośnie warstwa po warstwie niczym ciasto francuskie, podczas gdy plazma, czyli przegrzana materia, wytrawia materiały w komorze. Uzyskanie kamienia ważącego 1 karat zajmuje od dwóch do trzech tygodni. Naturalne diamenty, dla odmiany, powstały w głębinach Ziemi około miliarda do trzech miliardów lat temu, zanim zostały wyrzucone w wyniku aktywności wulkanicznej 400 milionów lat temu.
Aż do 2000 roku
każdy rodzaj diamentu działał w swojej własnej domenie; Diamenty syntetyczne lub „przemysłowe” cieszyły się uznaniem producentów przemysłowych, podczas gdy w branży jubilerskiej królowały najdoskonalsze wydobywane z kopalni kamienie szlachetne. Wojna między diamentami syntetycznymi i geologicznymi mogłaby nigdy nie wybuchnąć, gdyby nie zbieżność interesów Hollywood i Doliny Krzemowej. Wraz z premierą filmu Blood Diamonds [Krwawe diamenty] w 2006 roku, w którym Leonardo DiCaprio gra rolę przemytnika diamentów działającego podczas wojny domowej w Sierra Leone, wizerunek firm wydobywających diamenty został poważnie nadszarpnięty – szczególnie w Stanach Zjednoczonych, najważniejszym światowym rynku.
Jednak
trzy lata wcześniej branża ustanowiła Proces Kimberley, porozumienie mające na celu poświadczenie, że diamenty wydobywane i sprzedawane przez sygnatariuszy nie pochodzą ze stref objętych konfliktami i nie były wykorzystywane do finansowania wojen przeciwko urzędującym rządom. W ciągu ostatnich piętnastu lat udział „spornych diamentów” na rynku spadł z 15 procent do mniej niż jednego procenta. Wszystkie główne marki luksusowe kupują wyłącznie diamenty certyfikowane zgodnie z Procesem Kimberley i przestrzegają zasad etycznych ustanowionych przez Radę Odpowiedzialnej Biżuterii (RJC).
Konflikty, które
naznaczyły lata 90., dobiegły końca” – mówi Bernardette Pinet-Cuoq, przewodnicząca Union Francaise de la Bijouterie Joaillerie. Oefevrerie des Pierres & des Perles [Francuska Unia Biżuterii, Złotnictwa, Kamieni i Pereł] (UFBJOP). „A co najważniejsze, branża rozwiązała ten problem poprzez ustanowienie Procesu Kimberley. Obecnie 99,8 procent naturalnych diamentów znajdujących się w obrocie na całym świecie posiada certyfikaty zgodności. Od dziesięcioleci branża ta jest głęboko zaangażowana w ochronę środowiska, kwestie społeczne i redystrybucję bogactwa wśród lokalnej ludności.
Jednak
Problem w tym, że nie mówiło się o tym wystarczająco głośno” – w przeciwieństwie do mistrzów syntetycznych diamentów, którzy przyjęli komunikację masową jako swoją ulubioną broń. Weźmy na przykład niezwykle przyjazną mediom firmę Diamond Foundry: mający siedzibę w Dolinie Krzemowej od 2013 roku, ten producent sztucznych diamentów, z dumą zalicza do swoich inwestorów Leonarda DiCaprio, Bono oraz bogatego francuskiego spadkobiercę i kolekcjonera dzieł sztuki Jean’a Pigozzi. Noszone przez gwiazdy na czerwonym dywanie, prezentowane podczas Tygodnia Mody i umieszczane w mediach społecznościowych, te „diamenty przyszłości” mają „etyczną” reputację, która rozprzestrzeniła się po całym świecie niczym pożar.
Do tego
stopnia, że w 2018 roku De Beers, najważniejszy gracz w historii światowej produkcji diamentów wydobywanych w kopalniach, wprowadził na rynek Lightbox, linię biżuterii z 10-karatowego lub 14-karatowego złota wysadzanej syntetycznymi diamentami w bezkonkurencyjnej cenie 800 dolarów za karat, czyli o około 80 procent mniej niż konkurenci. De Beers umieścił syntetyczne diamenty w sektorze biżuterii sztucznej, gdzie uznał, że pasują najlepiej. W tym samym roku powstanie firmy Courbet we Francji wstrząsnęło Placem Vendome. Decydując się na zastosowanie metod marketingowych marek luksusowych do diamentów syntetycznych i fakt, że współzałożycielem firmy był wcześniejszy dyrektor grupy Richemont (w skład której wchodzą Cartier i Van Cleef & Arpels), Courbet pozyskuje Chanel jako swojego udziałowca i określa siebie jako jubilera ekologicznego, dla którego „bez dobroci piękno nic nie znaczy”. Courbet postrzega swoje kolekcje diamentów syntetycznych jako zrównoważoną alternatywę dla kamieni naturalnych, wskazując, że „aby uzyskać 1-karatowy naturalny diament o wadze 0,2 grama, należy wydobyć do 250 ton rudy, co odpowiada masie trzech samolotów.”
W roku 2019
branża wydobycia diamentów wydała miażdżącą odpowiedź. Dysponując rocznym budżetem w wysokości 60 milionów dolarów potężna Rada Naturalnych Diamentów (NDC), której członkowie (De Beers, Rio Tinto, Alrosa i in.) reprezentują ponad 75 procent światowej produkcji surowca diamentowego, opublikowała raport na temat wpływu jego wydobycia.
Sporządzony
przez niezależną organizację Trucost, raport miał na celu uporządkowanie faktów w kilku kwestiach. Członkowie NDC zatrudniają 77 000 osób na całym świecie i generują korzyści społeczno-gospodarcze i środowiskowe o wartości ponad 16 miliardów dolarów, z czego około 80 procent przynosi korzyść lokalnej ludności. Diament o masie 1 karata generuje trzy razy mniejszą emisję CO2 niż diament syntetyczny o tej samej masie. Oprócz tego pojedynku o etykę, podsycanego walką na sprzeczne statystyki, podniosły się także głosy przeciwko tej grze półsłówek stosowanej przez sprzedawców syntetycznych diamentów.
„Spora liczba zachodnich firm kupuje diamenty CVD w Chinach i Indiach, które, jak wszyscy wiemy, są światowymi liderami w zakresie praktyk przyjaznych dla środowiska!” – drwi z osoby z branży. „A inni robią ‘czyste’ diamenty, piorąc brudne pieniądze w krajach byłego Związku Radzieckiego. Nie wspominając o złej jakości diamentów hodowanych w laboratorium, które są napromieniowywane w celu poprawy ich koloru, o czym konsumentowi oczywiście nic się nie mówi.”
Pod koniec 2017 roku
cena hurtowa 1-karatowego diamentu syntetycznego o barwie G i czystości VS, została określona na około 45 procent mniej niż naturalny diament o podobnej barwie i przejrzystości. Trzy lata później, w 2020 roku, ten sam syntetyczny diament kosztował zaledwie 20 procent ceny naturalnego diamentu o tej samej barwie i przejrzystości. „Problem z diamentami syntetycznymi polega na tym, że im więcej ich się produkuje, tym mniej są warte.” – zauważa jeden ze sprzedawców. „Nie wspominając o spadku ich wartości odsprzedaży, który w przeciwieństwie do naturalnych diamentów jest ogromny”.
Niedawno
duża francuska marka luksusowa zleciła badanie diamentów hodowanych w laboratorium. O ile większość ankietowanych kobiet rozważyłaby zakup kompletu biżuterii z syntetycznym diamentem dla siebie, to wszystkie, bez względu na wiek, pochodzenie społeczne lub kraj pochodzenia, nie chciałyby klejnotu wysadzanego syntetycznymi diamentami jako prezentu od swojej drugiej połówki, ponieważ wartość diamentu nadal odzwierciedla wartość ukochanej osoby.